"Rezerwat"

 

Z polecenia kolegi obejrzałem "Rezerwat" z 2007 (https://www.filmweb.pl/film/Rezerwat-2007-343257). Jak zwykle nie czytałem recenzji przed pierwszym oglądaniem, aby nie psuć sobie zaskoczenia, to było dobre posunięcie.

Z początku film wydał mi się amatorski w montażu, z niezgrabnie dobraną muzyką, slapstickową fabułą jak u Chaplina i nie chodzi mi tylko o tą bieganinę pomiędzy zawsze tymi samymi kamienicami, okraszoną muzyką dokładnie pasującą do niemych filmów, to akurat mogło być zamierzone przez reżysera, chociaż nie dotarło do mnie jak ten zabieg miał wpłynąć na całość odbioru. Jest coś archaicznego, a może właśnie nieudolnego, amatorskiego, w montowaniu scen podwórkowych. Wiem, że grają tam warszawscy naturszczycy, ale oni akurat są najbardziej przekonujący, bardziej na miejscu niż zawodowi aktorzy. Często wydaje mi się, że siedzę na warszawskim podwórku i oglądam nagrywanie scen do filmu, bo cięcia są takie oczywiste, w montażu brak naturalności, nie do końca można się połapać co jedna scena ma do drugiej, brak ciągłości fabuły. Są takie momenty, kiedy dosłownie oczyma wyobraźni można dostrzec w twarzach aktorów (tych zawodowych) chwilę przed hasłem reżysera - akcja! Odnoszę wrażenie że reżyser nie umiał się do końca zdecydować, czy robić paradokument, czy fabułę. Może budował scenariusz ze scen jakie miał w głowie, a nie z wątków jakie mają doprowadzić do celu, rozwiązania, pointy. Naiwne to wszystko.

Ale jeśli odrzucić tą nieumiejętną technikę reżyserską, a skupić się na postaciach jakie wykreowali poszczególni aktorzy, to jest co oglądać. Bohosiewicz perfekcyjnie weszła w rolę, prawie jak w "Wojna polsko-ruska". Gra oczami równie wabiąco co Mariusz Drężek, tak samo jak on stworzyła własną postać i weszła w nią. Jest tam więcej takich 'prawdziwych' postaci. Artur Dziurman i Violetta Arlak też roztoczyli wokół siebie woal naturalności. Grzesiek Palkowski jest chłopcem jakim ma być, chociaż słabo osadzonym w całości jako postać w zamyśle reżysera. Najgorzej wypadł Krzysztof Janczar, powinien się wstydzić takiej amatorszczyzny. Całkiem podobnie grał jak w szkole, główny bohater Marcin Kwaśny, z teatralną emfazą, na dodatek nie umiał połączyć wielu twarzy postaci, w różnych emocjach, scenach w jednym bohaterze. Mimo, że przecież sam sobie te sceny pisał. O Karolaku lepiej nie wspominać.

Jest tu jeszcze inna, ważna postać... plenery i całkiem dobre zdjęcia. Nie sprawdziłem na początku z jakiego roku jest film i ciągle musiałem odpędzać absurdalne (z powodu Bohosiewicz i Karolaka) poczucie, że z lat '90-tych. Film jest sklecony jak projekt na dyplom w latach '90-tych, plenery wydają się dziś nieobecne. To one jednak + naturszczycy przyciągają do tego filmu najbardziej.

Po obejrzeniu poczytałem recenzje i listę nagród jakie film otrzymał. My Polacy lubujemy się uhonorowywaniu swych bohaterów. Warszawska Praga! Ach jak wspaniale zachowana Praga w filmie! Prawdziwa Praga już odchodzi, już jej nie ma, ale na tym filmie jeszcze jest żywa! Podziwiamy jak goście galerii zdjęć w końcowym akcie tegoż filmu, ale tak samo jak oni wolimy podziwiać i być oddzieleni ekranem od tego obrazu i prawdziwych Prażan. Nie potrzebujemy przecież tam być, obcować ze smrodem Pragi, chcemy jedynie podziwiać, poczytać, obejrzeć, nacieszyć zmysły i poczucie estetyki. Nasz romantyczny bohater "Rezerwatu", bez udawania, tempo szuka spełnienia swych ideałów, jakie to polskie. To zagubienie z powodu podszeptów diabła i odnalezienie się w pokucie, braku życiowej mądrości. Akurat to poczucie oddzielenia od świata jaki się ogląda i w jakim się żyje, jest mi doskonale znane z podróży. Podglądactwo jak w filmach przyrodniczych, kiedy ma się ochotę pogłaskać grzywę lwa, ostrzec gazelę - biegnij w lewo, tam uciekniesz! Kiedy zapominasz, że jesteś tu tylko przejazdem. Ta jedyna scena, scena w galerii fotografii, na końcu filmu, ma głębie, ma coś do przekazania, może uczyć o nas samych, o naszym stosunku do rzeczy jakie podziwiamy. Uczy też o tym, że ktoś będący przejazdem, widzi więcej, bo patrzy z boku. Uczy o tym, że bratanie się, jak chciał to czynić Józio Kowalski w "Ferdydurke", nie zbliża nas ani na krok do parobka, jedynie dowodzi nam oddalenia i trwania w 'swoim świecie'.

No jest jeszcze kilka innych scen całkiem udanych w tym filmie, ale one nie wiążą całości, samoistnieją, czasami przeszkadzają, jak kwiatek do kożucha.

Tak reżyser postarał się o temat, plenery, naturszczyków... i to chyba wszystko. Może to moja wina, że zbyt wiele amerykańskich filmów oglądam, a one są, pod względem techniki, nie do podważenia. Ale przecież w Polsce też potrafimy takie perełki robić. Potrafią Machulski, Saramonowicz... Ja zaliczam "Rezerwat" do filmów typowo polskich, takich zrealizowanych bardziej do wystawiania jako 'teatr telewizji'. Mimo wszystko warto go obejrzeć bo ma wiele do powiedzenia właśnie o warszawskiej Pradze, jakiej już podobno nie ma... no i ta scena w galerii...

Komentarze