"Amerykanin w marynacie"
Obejrzałem dziś "Amerykanina w marynacie". Taka lekka, nowoczesna komedia, o osnowie fabuły nieco z gatunku S/F, w lekkim tonie moralizatorskim, znakomitą rolą Rogena, ułatwiona w odbiorze przez żonglowanie prostymi dogmatami, skojarzeniami społecznymi, kulturowymi, religijnymi, nacjonalistycznymi, taka trochę baśń, gdzie skrótowo się traktuje rzeczywistość, upraszcza się trudy życia codziennego, by uwypuklić myśl przewodnią. A właśnie... ja ją widzę w ciekawym podejściu do aspektu przemian kulturowych. To co sto lat temu było istotne dla każdego, dziś okazuje się zapomniane, albo wręcz naganne kulturowo. A amerykański dydaktyzm, pod postacią chwalebnej roli rodziny w życiu każdego człowieka, aż tak bardzo po amerykańsku, łopatologicznie, nie był wciskany. Reżyser pokusił się o całkiem zgrabne i proste wytłumaczenie, że kiedyś człowiek bez osób bliskich, rodziny, klanu, plemienia, nie istniał, albo inaczej, istniał jedynie w ramie rodziny, klanu, itd. Nie widząc dla siebie roli poza tą ramą. Wystarczy wspomnieć jeszcze dawniejsze czasy, kiedy banicja była wyższą karą niż śmierć. No i jak się okazuje, po stu latach, emancypacja jednostki, indywidualizacja jej potrzeb na tle społeczeństwa, posunęła się tak daleko, że najistotniejsze role jakie kiedyś człowiek odgrywał w społeczeństwie, stały się niepomiernie mniej ważne, a nawet zanikły w różnych sytuacjach życiowych. Fajne jest to, że reżyser nie poszedł utartym szlakiem amerykańskich twórców podobnych dykteryjek familijnych i nie zakończył filmu happy endem powrotu do dawnych wartości, a w zamian otworzył furtkę 'starego' w nowoczesnym przebraniu, odkrycia funkcji przyjaźni międzyludzkiej, ponad sztywnymi, zasadami współżycia w rodzinie. Oglądając ten film wydawało mi się czasami, że oglądam "Hibernacusa" z de Funesem, a czasami, że "Wystarczy być" z Peterem Sellersem. Chociaż forma całości przypomina mi "Pomniejszanie" z Mattem Damontem. Co do ram społecznych, czyli miejsca na Ziemi, pod nazwą Szlupks, w którym żyją ukraińscy Żydzi, napadani dla zabawy przez Tatarów z innej epoki, jest to dość jowialne i jednocześnie charakterystyczne dla typowego spojrzenia Amerykanów na wschodnich Żydów i głupawych Polaków. No cóż, my mamy sołtysa z Wąchocka, a za oceanem mają swoje polish jokes. No a w Rosji Czukczów. Można mieć tylko nadzieję, że podobnie jak to historia miała się z Czukczami, tak i z żartami z Polaczków jest podobnie. Z innej strony, czyż to nie wspaniałe mieć tak łatwo realizowalne marzenia jak woda sodowa.
Komentarze
Prześlij komentarz