"Kryptonim U.N.C.L.E."
Z Jamesa Bonda zrobiły się ostatnio ciepłe kluchy. Podobno odkrywa swoje wnętrze i to, że jest człowiekiem, a nie robotem. Ale pośród publiczności pozostała potrzeba oglądania przygód wszystkoodpornego agenta wywiadu, więc powstają coraz to nowocześniejsze kopie dawnego szablonu Bonda. "Kryptonim U.N.C.L.E." z 2015 (https://www.filmweb.pl/film/Kryptonim+U.N.C.L.E.-2015-583309) jest właśnie taką opowieścią o agentach z bocznej gałęzi. Trochę jak "Gwiezdne wojny - historie".
Ja bym wsadził "Kryptonim..." gdzieś pomiędzy "RED" ze wspaniałą obsadą, a "Kingsmanów" ze wspaniałą fabułą. "Kryptonim..." nie jest tak zagrany jak "Kingsmeni", historia nie opowiada się sama, trzeba jej absurd cały czas podtrzymywać sztucznemi zabiegi. Ale przynajmniej dialogi i chwyty estetyczne są na poziomie. Gra aktorów nie jest tak dobra jak w "RED", nawet zastosowanie wszystkich, znanych na całym świecie min Hugh Granta, nie poprawiło sytuacji, jest jakoś tak sztywno i poprawnie. Tylko zjawiskowa Ela Dębicki nie pozwala oderwać wzroku od ekranu, a tej kreacje i agresywny makijaż! Zaskoczyło mnie, że narzucenie na szyję kilkunastu łańcuchów złota, wcale nie musi być kiczem. Nie dali jej dużego pola do popisu, ale mimo to udało się jej stworzyć wiarygodną, pośród tych wszystkich niemożliwości, postać.
Akcja dzieje się w latach '60-tych, na początku w Berlinie, potem we Włoszech. Już na samym początku goście od efektów samochodowych karmią nas ulicznym, jakże dynamicznym, komputerowym pościgiem dychawicznego Wartburga 1000 z Trabantem, ale w wersji z silnikiem od VW Polo z początku lat '90-tych (widać po piastach kół). W zbliżeniach Trabi ma maskę klasyczną, w pościgu jest królem szos, sam takiego miałem.
Już na początku zacząłem się zastanawiać, czy groteska innego wcielenia Bonda, dotyczy także luźnego traktowania prawdy czasu, prawdy ekranu w wymiarze samochodowym. Po ulicach Berlina krążą bowiem samochody z różnych epok, zebrane pewnie z muzeum, śliczne i lśniące mimo szarej, brudnej, siermiężnej rzeczywistości komunistycznej.
Ale to nic! Na końcu filmu kierownik planu, odpowiedzialny za sprzęt, uraczył nas pogonią Buggy na oponach Toyo Open Country MT w wymiarze chyba 37", za Defenderam z lat '90-tych, na oponach BFGoodrich AT KM2, produkowanych od jakieś 10 lat.
Ale może to było zamierzone... sam już nie wiem. Skok ciężarówki na statek pościgowy, był jak wyciągnięty z wyobraźni dziecka, więc może nieścisłości motoryzacyjne miały być częścią planu. Fabuła, postacie, intryga, wszystko jest takie komiksowe, jak z przygód Kapitana Żbika. To może i Defender ma być puszczeniem oka do nas widzów. W końcu budżet 75mln.USD daje możliwości wykreowania takiej scenografii na jaką ma się ochotę, więc chyba ten Defender nie z oszczędności.
Główną rolę agenta zachodniego miały zagrać same sławy - "George Clooney miał zagrać Napoleona Solo, ale zrezygnował z roli ze względów zdrowotnych. Na jego następcę wybrano Toma Cruise'a, ale aktor odszedł z projektu z powodu konfliktu z harmonogramem kręcenia "Mission: Impossible - Rogue Nation". Do roli rozważani byli również Joseph Gordon-Levitt, Ryan Gosling, Alexander Skarsgård, Ewan McGregor, Robert Pattinson, Matt Damon, Christian Bale, Michael Fassbender, Bradley Cooper, Leonardo DiCaprio, Joel Kinnaman, Russell Crowe, Chris Pine, Ryan Reynolds i Jon Hamm." Jak czytam ten listing, to widzę różne postacie, różnych ludzi, o różnych możliwościach aktorskich. Każda z tych sław zagrałaby inaczej i film byłby zupełnie inny. Ciekawe czy grubas Russell Crowe dałby radę schuść do tej roli, no bo normalnie to łatwiej go przeskoczyć, niż obejść. W takiej aparycji grać wszystkoodpornego agenta?!
W każdym razie, film wciąga i nie daje oddechu, akcja za akcją, dzieje się wiele. Czyli kino czysto rozrywkowe, w stylu patrz i nie myśl.
Komentarze
Prześlij komentarz