"Juliusz"

 

Parę dni temu zachwycił mnie "Juliusz" (https://www.filmweb.pl/film/Juliusz-2018-795665) z 2018. No ale jeśli Michał Chaciński był producentem, to film musi mieć klasę i ma. Przynajmniej moim zdaniem.

Wojtek Mecwaldowski stanął za wysokości zadania jakie dostał. Świetnie sobie poradził, czasami brawurowo przechodził kolejne bariery, jak zawodowy biegacz przez płotki. Nie był tak dobry jak Wilczak w "Panu T", ale blisko był. Wykreował, nie tylko na potrzeby tego filmu, swój własny komplet zagrywek, sprawdzonych min, jak najlepszej klasy aktor. To nie utalentowany do bólu, charyzmatyczny, z niezwykłą osobowością Cybulski, który nie grał, tylko był sobą... ale to wystarczało. Wojtek wyrobił sobie warsztat i bardzo go za to chwalę.

Druga, ważna postać z "Juliusza" to Jan Peszek. Sława teatralna, ale jak się wreszcie pojawi w filmie, to zawsze w sposób niezapomniany. Być jak Peszek w filmie "Juliusz"... marzy mi się! Może na początek dam spokój z goleniem i farbowaniem, zapuszczę sobie artystyczną etolę z łysiną na środku głowy. Zawsze mi się takie włosy dookoła głowy, poza czubkiem, kojarzyły z 'tatuśkami' siedzącymi 8h w urzędzie, a potem pod pantoflem żony. Ale nie etola zrobi z ciebie dziadka rock'n'rolla! Peszek gra w "Juliuszu" rolę, jak to mówi - długodystansowca przed metą -, który nie chce słuchać namów syna, aby zwolnił, bo przecież meta już blisko. Gra wspaniale, bo czy Peszek potrafi grać źle? Mieć takiego ojca z głębią uczuć i ostrością widzenia spraw ludzkich, fantazją życia i finezją doboru kobiet. No bo czy można się chwalić, że się dymało Angele Merkel!? To trzeba umieć się chwalić, dobrze napisana rola nie załatwi sprawy.

Anna Smołowik nie miała łatwo przy takich aktorach i nie wyszło jej za dobrze, to już lepiej, bo po swojemu i jak zawsze dopasowanie do reszty zagrał Rafał Rutkowski. Pojawienie się na chwilę starego Skolimowskiego przywołało we mnie wspomnienia jego pierwszych filmów. Zacząłem się zastanawiać jak przebiegło życie tego człowieka. Wbrew obiegowej opinii, nigdy nie ceniłem go ani za aktorstwo, ani za reżyserię, a prywatnie widzę go jako niezłego buca. Tutaj, w "Juliuszu", takiego barana trzeba było wstawić i to się udało.

A co do reszty sław, którym producent dał możliwość zarobku w pięć minut. Źle mi się to zawsze kojarzyło, kiedy w latach '90-tych wsadzano sławy na siłę do filmów, aby koledzy zarobili. Tutaj chyba jest inaczej, chyba chodzi o pastisz Jandy, zwrócenie uwagi na postać, kiedy zagra go Materna, przywołanie wspomnień przez samo pojawienie się Skolimowskiego, bo właśnie chodzi tu o wspomnienia w scenariuszu, wsadzenie na chwilę młodego Stuhra, aby spiętrzyć komediowość postaci, udramatyzować kiedy się wciśnie mrocznego Chyrę jako dyrektora szkoły. To chyba było zamierzone i tak chcę to widzieć.

"Juliusz" to dobra komedia, lekka, ale nie pozbawiona minimum treści. Na pewno wypełni niedzielne popołudnie i zostanie zapamiętana na długo. Ma dwa kluczowe dla mnie momenty. O jednym już pisałem - długodystansowiec przed metą, a drugi to obraz... ten obraz. Przez cały film narasta napięcie wokół tego obrazu i on sam jest tego wart. No cóż filmy tworzą ludzie, a producent podobno jest najważniejszy.

Komentarze