"Matrix"
Obejrzałem po raz kolejny "Matrix", pierwszą część z 1999 (https://www.filmweb.pl/film/Matrix-1999-628). Natchnął mnie do tego czynu pewien videobloger - 'na gałęzi' (https://www.youtube.com/watch?v=-Q_7H6gWtEA). Zazdroszczę mu zmysłu analitycznego i doświadczenia w kwestii technicznej. Może to nic, rozbieranie na części filmu od strony konstrukcji, jakie filtry na kamerę, jakie kąty ustawienia kamery, jakie świecenie, jaka tonacja, itd. Ale w technice robienia filmu kryje się dużo wiadomości o tym jakie postanowienia powziął reżyser, aby film wydał się widzowi mroczny, radosny, straszny, albo wzniosły. Niezorientowani mówią o magii kina, ale ona z powietrza nie powstaje. Zwykle magia jest po części trafionym zamysłem technicznym, a jej brak często słabym warsztatem reżysera.
Właśnie wyszedł trailer najnowszej części "Matrixa". Ile razy można rozwadniać pierwowzór?! Ale spuśćmy zasłonę milczenia na kolejne części tego serialu. Ważna jest pierwsza.
Film zasłynął dość mocno, przypuszczam że wielką rolę gra tutaj silny przekaz nowego i atrakcyjnego stylu. Masowa publika jest bardzo łakoma na takie zdecydowane, kompletne w wyrazie, ponure, groźne, gniewne, sprzedawane im formy zachowań, wzorce ubioru, mimiki twarzy. Masowa publika nie ma własnych, wypracowanych stylów, posiłkuje się zatem tym, co kupi na szerokiej arenie przekazu medialnego. Potem naśladuje zręcznie i zaskakująco dokładnie, tak mocno, że czuje się, jakby to oni sami na to wpadli.
Bracia Wachowscy doskonale wyczuli sposób na sprzedaż dość ciekawej, chociaż nie nowatorskiej tezy, obudowując ją powłoką mającą przyciągnąć szeroką publiczność. Nie liczy się tutaj indywidualny styl aktorski, ani przekaz treści, którą ukrywa się celowo głębiej. Najważniejszy jest konstrukt... można powiedzieć artystyczny, który właśnie odpowiednimi, zielonymi filtrami, a nawet zielonymi ubiorami postaci, odpowiednim prowadzeniem kamery, doborem środków technicznych, wprowadza widza w odrealniony, chory w wyrazie, skrajnie mroczny i nienaturalny świat zamierzonej formy. W to powtykane są dość efekciarskie, nadęte i pozerskie postacie, które właśnie stylem zachowania i ubioru, mają prezentować wzorce gotowe do przytulenia przez publikę.
Zawsze powtarzam, przy okazji wspominania "Matrixa", że z wielką szkodą dla treści, forma ją przesłoniła prawie zupełnie, a do języka codziennego wszedł nawet nowy konstrukt - 'matrix', który ledwie nasiąkł zapachem dość głębokiej tezy, która stoi u fundamentów tegoż filmu. To czym zachwyca się publika używając słowa 'matrix', też jest w tym filmie. Znaczy coś na kształt 'wielkiego brata' (kolejne zapożyczenie z popkultury), który steruje każdym z osobna człowiekiem w danej społeczności, jak marionetką na sznurkach lalkarz w teatrze lalek.
Ciekawe, że publika nawet nie wyczuwa czym jest pierwowzór tego słowa w matematyce, czyli najlepszym języku mogącym opisać świat sztucznej inteligencji.
No tak, ale przecież sam opis filmu mówi - "...świat, w którym żyje, jest tylko obrazem przesyłanym do jego mózgu przez roboty." Pojawia się co prawda w filmie i to w ustach zdrajcy, prawdziwa treść na jakiej zbudowano treść tego filmu, czyli to, że człowiek nie potrafi odróżnić rzeczywistości od projekcji rzeczywistości. Nie jesteśmy w stanie do dziś stwierdzić, my ludzie tworzący takie filmy, czy to wszystko co nas otacza, wszystko co nasze zmysły przekazują do naszego mózgu, jest 'na prawdę'.
Matematycznie rzecz ujmując, można udowodnić tezę, że nas nie ma w takiej formie, w jakiej się widzimy, a jedynie jesteśmy bezkształtną mgiełką świadomości, podłączoną do czterowymiarowego wyobrażenia przestrzeni i wszystko, całe nasze życie, jest tylko wspólnie z innymi onirycznymi mgiełkami świadomości, przeżywanym snem.
Istnieją dość poważne tezy naukowe, wydumane z czeluści matematyki teoretycznej, poparte znanymi eksperymentami fizycznymi i do dziś nie wyjaśnionymi zagwozdkami, jak na przykład prędkością przekazu informacji przez nasz układ nerwowy, która to jest zbyt mała, aby tak szybko te informacje przekazywać, jak to się dzieje w rzeczywistości.
Może bracia Wachowscy przeczytali te tomiszcza awangardowej nauki* i zachwyceni jej prostym wytłumaczeniem niewytłumaczalnym w inny sposób zjawisk, postanowili stworzyć film na tej osnowie. Szkoda jednak, że zwiódł ich pieniądz, oraz chęć stworzenia działa, które odciśnie trwały ślad w psychice jak najszerszej publiczności i zamiast przekazać treść, sprzedali formę. Z drugiej jednak strony Hollywood jest od tego aby bawić, a nie uczyć. Bracia Wachowscy są częścią tego cyrku z Zachodniego Wybrzeża i nie ma powodu, aby mieli stawać w poprzek, z dawna wypracowanym wzorcom postępowania hollywoodzkich reżyserów.
A taka była szansa, aby pokazać w filmie niezwykły problem identyfikacji rzeczywistości, no a wyszły z tego ciemne okulary w matriksowskim kroju, skórzane czarne płaszcze i tępawy wyraz twarzy. To ostatnie najciekawsze. Trudno odróżnić w filmie prawdziwego człowieka od ekstensji systemu, od agenta.
Jest jeszcze coś innego w "Matrixie". Może to wschodnie korzenie braci Wachowskich spowodowały, że bohaterzy ich filmu walczą i to walczą z przytłaczającym ich wrogiem, prawie jakby ułani szli na czołgi, a mimo to odnoszą sukcesy, których nikt się nie spodziewał. Walczą nawet pomimo braku ku temu podstaw merytorycznych. Nie ma odpowiedzi w filmie, na dość proste pytanie zdrajcy - co za różnica czy uwolnicie się od matrixa i będziecie żyli na prawdę, czy nieświadomie w dobrobycie stworzonym w waszych głowach przez roboty?... Czy jakoś tak.
Ale oni jednak skądś biorą motywację do walki na śmierć i życie, nie jest pokazane skąd. "Wolność za wszelką cenę", skąd ja to znam. Lepiej być obdartym i zagubionym, ale bez szefa nad sobą.
Zaraz jest jeszcze coś! W filmie przedstawia się opis sytuacji, jakoby to właśnie ludzie zasnuli niebo chmurami i zlikwidowali życie na planecie, aby sztuczna inteligencja przez nich stworzona, nie miała skąd czerpać energii. Jakie to polskie! Zaprosić obcych, a potem się na ich zaborczość obrazić i pójść na przetrzymanie - głodem ich weźniem, albo oni, albo my padniemy.
* Polecam na dobry początek książkę z kręgu pop nauki - "Biocentryzm" Robert Lanza.
Komentarze
Prześlij komentarz