"Mój rower"
Parę dni temu obejrzałem ciekawy, polski film "Mój rower" z 2012 (https://www.filmweb.pl/film/M%C3%B3j+rower-2012-630833). Źle zagrany, kiepski scenariusz, słabe stopniowanie dramaturgii, licho określona fabuła, a gość od dźwięku to powinien dostać kopa w dupę za swoją robotę. Ale to film nastrojowy, a dla idealistów i humanistów, wręcz pouczający, głęboki, film z przekazem i treścią. Ja mam do idealizmu tak daleko jak do gwiazd, więc treści w "Moim rowerze" nie dostrzegam, ale potrafię sobie wyobrazić zachwyt polskich romantyków, tymi perypetiami rodzinnymi trzech mężczyzn, z trzech pokoleń.
Moim zdaniem film nie pozostawi widza w uśpieniu. Wprowadzi w miłą melancholię i zadumę nad zwykłymi dylematami, zwykłych ludzi. Niczego nie nauczy, ale przyjemnie połechce naszą wiarę w człowieka.
Inną ciekawostką jest muzyka wykorzystana w tym filmie. Właśnie szukam i szukam dojścia do niej, aby sobie ściągnąć. Muzyka z "Mojego roweru" jest warta odsłuchania bez filmu.
Ciekawą kreację stworzył Krzysztof Chodorowski. Zagrał rolę irytującego gówniarza, ale z jakim rozmachem. Ma chłopak, dziś już mężczyzna, talent. Ma charyzmę i przyciąga swoją osobowością widza.
Żmijewski albo dostał rolę, której nie da się zagrać wiarygodnie, albo spieprzył wszystko dokumentnie. Nigdy nie miał talentu do układania się do roli, elastyczności w kreowaniu postaci. Pośród aktorów jest jak urzędnik służbista. Ale ma osobowość i potrafi stworzyć w mojej głowie myśl, że to taki nasz, polski Alain Delon. Delon na polskie możliwości. W "Moim rowerze" mu nie poszło. To nie rola dla niego. Wspaniale się sprawdził w Psach Pasikowskiego, ale tutaj jakoś nie potrafił modulować emocji. Może to źle napisana postać w scenariuszu i nie dało się z tego nic wyciągnąć. Nie można zrozumieć stanu emocjonalnego postaci, przemiany wartości, zrozumienia postawy jako syna i rodzica. To wszystko jest zawieszone w powietrzu, oddalone od fabuły, od tego co wyprawia na ekranie Żmijewski.
Za to nasz wirtuoz saksofonu (w filmie klarnetu) - Michał Urbaniak, jest soczyście, radośnie, swobodnie przekonujący. Jakby po prostu był sobą. Widać braki warsztatowe, bo to nie aktor, ale potrafił świetnie stworzyć postać. Może ten scenariusz był napisany pod niego i dlatego łatwo mu poszło. Nie mogłem odpędzić myśli, że wygląda jak starszy brat Owsiaka.
Pojawił się też zapomniany Witold Dębicki. Kiedyś często widywałem go w polskich filmach. To rutyniarz, zawsze świetnie wypada.
Ale o czym jest film. Ano o porozumiewaniu się trzech pokoleń, o przekazywaniu sposobu na życie z ojca na syna, o niezrozumieniu, ale też o pojednaniu z uczuciem, ale bez zrozumienia. O odnajdywaniu siebie w różnym wieku, z różnym bagażem doświadczeń i obowiązków na karku. Ale także o chęci naprawiania rzeczy nienaprawialnych, o potrzebie przeżycia życia za kogoś i kształtowania go na swoje podobieństwo, bo brak szerszej samoświadomości nie pozwala uwolnić się od roli ojca służbisty.
Jest też inna ciekawa rzecz w tym filmie. Coś co mnie najbardziej do niego przyciągnęło - starość. Ten czas, kiedy człowiek pełen planów i marzeń, zaczyna odrzucać je po kolei, bo dociera doń krótka perspektywa życia. W dzisiejszych czasach nie chcemy być starzy, nie pozwalamy sobie i innym na to by przeżyć ten etap w życiu tak jak należy, aby czerpać zeń to co jest wartościowe.
Chcemy przedłużać w nieskończoność młodość. W zasadzie stało się już obowiązkiem bycie młodym do końca. Ciągle mnożymy przykłady ludzi, którzy nie poddali się starości, nie obrośli mchem i dalej się toczą, mimo wieku.
Mówimy starość to... i staramy się równać do obrazu wręcz przeciwnego. Ale starość i tak przychodzi i jest wartościowa sama w sobie. "Mój rower" i wspaniała rola Urbaniaka daje pewien przekaz czym jest starość, czym są wspomnienia i odchodzące marzenia.
W pewnym sensie ci którzy tracą pamięć za sprawą pewnego Niemca, tracą też wspomnienia, do których ciągle starość się odnosi i porównuje, ciągle bada czy da się nawiązać dalszy ciąg i ciągle roztkliwia nad utraconymi kontaktami z ludźmi, których już nie ma, wreszcie z samym sobą, którego już nie ma. Ci źle potraktowani przez tego Niemca, w pewnym sensie codziennie rodzą się na nowo. Chociaż nie dla swoich bliskich. Ja na razie dostrzegam starość w innych, ale przyjdzie pewnie ten czas, kiedy będę wewnątrz tego obrazu. Mogę wierzgać nogami i zapierać się rękami, ale wejdę w te ramy, jak wszyscy inni.
Komentarze
Prześlij komentarz