"Ameryka, Ameryka"
Idąc za ciosem opiszę jeszcze inny film, który niedawno widziałem - "Ameryka, Ameryka" z 1963 (https://www.filmweb.pl/film/Ameryka%2C+Ameryka-1963-3827). Film czarno-biały, więc dla dzisiejszego widza niestrawny, a dla Polaka po czterdziestce, podwójnie niestrawny, bo przypomina oglądanie filmów na małym, czerwonym Junoście, a przecież tamte czasy należy zapomnieć. Teraz mamy lepsze.
Film Elia Kazana, po części autobiograficzny. Opowiada o losach Greków żyjących w Turcji, biednych ludzi, których na przełomie wieków, pociągnęła idea emigracji do Ameryki.
Film niezwykły jak na swoje czasy. Słynny reżyser postarał się dobrze zarysować wszystkie postacie. Scharakteryzować je głęboko, bardziej niż tego wymaga fabuła. Tym często zaskakuje. Film trąci myszką, jeśli chodzi o prowadzenie akcji, treść wątków, nawet prowadzenie kamery. Wydaje się być o wiele starszy niż wynika z jego metryki. Ale właśnie dogłębna psychoanaliza postaci jest wyjątkowa i ponadczasowa.
Film jest też wartościowy z innej strony. Opowiada o niezwykłych czasach, kiedy ludzie z różnych stron świata, nie tylko z Europy, zachłystywali się wolnością Ameryki. Wtedy USA dawało przyjezdnym po pierwsze możliwość rozpoczęcia życia od nowa, nawet bez wpisowego, po drugie możliwość wyjścia ze swej 'klasy', osiągnięcie coś więcej niż jego ojciec mógłby wymarzyć. Wyrywali się z krajów, gdzie system monarchistyczny, często feudalny, wojna, antysemityzm, czystki etniczne, nie dawały żadnych szans na awans społeczny. Nie dawały żadnych szans na godziwe życie. To był też czas, kiedy informacja zaczynała krążyć po świecie. Z dużym opóźnieniem, ale można było nawet na zapyziałej wsi tureckiej w górach, dowiedzieć się jak inaczej wygląda świat w Ameryce, jakie szanse zwykły człowiek tam ma. Informacja o tym, że gdzieś tam jest lepiej, była niezwykle cenna. Wcześniej, nawet jeśli raj istniał, to niewielu o nim wiedziało.
Ta wiedza i silne ograniczenia jakie nie pozwalały normalnie żyć w miejscu urodzenia, powodowały że ludzie decydowali się na tak niezwykle trudny krok, jak wyjazd daleko. W tamtych czasach nikt nie podróżował dla zabawy, a wyjazd za pieniądzem, też nie był tak oczywisty jak dziś. Człowiek istniał dzięki ramom społeczności w jakich się urodził, bez nich nie istniał. To był koniec czasów, kiedy banicja była cięższą karą niż śmierć. Wyjazd z rodzinnej wsi, dzielnicy miasta, daleko od rodziny, urwanie się ze wszystkich sznurków, bo telefonów nie było, listy szły długo i kosztowały, a stracić kontakt na zawsze było niezwykle łatwo. Życie poza rodziną, społecznością z której się wywodziło, było czymś tak niezwykłym, jak dziś kwestionowanie potrzeby używania netu i telefonu razem. Sądzę, że dziś nie jesteśmy w stanie pojąć motywów jakimi kierował się główny bohater, który za wszelką cenę chciał wyjechać do Ameryki. Nawet jeśli byśmy zanalizowali socjologicznie jego sytuację w tamtych czasach, to i tak, nie dotarła by do nas jego premedytacja. No ale film jednak jakoś do dzisiejszego widza przemawia.
Długi film mimo wszystko nie daje czasu na wytchnienie. Świetny w roli tytułowej Stathis Giallelis, jest niezwykle prawdziwy. Oczywiście środki wyraz są anachroniczne, jakby wyciągnięte z desek teatru romantycznego. Bliżej temu do "Dziadów" z Holoubkiem, niźli do amerykańskiego filmu. Ale opowieść podróży młodego, zdeterminowanego do granic możliwości człowieka, jest autentyczna w odbiorze. Tak jak pisałem, analiza postaci jest niezwykle głęboka. Widzimy jak wzrasta w tytułowej postaci stanowczość powziętych planów, jak kolejne porażki hartują jego ducha, ale cechy charakteru pozostają niezmienne, bo ludzie nie zmieniają się przez całe życie. Widzimy jak porażki zmuszają go do czynów niegodnych, zaprzeczających jego wcześniejszej wizji samego siebie. Widzimy jak potrafi palić za sobą mosty, jak potrafi stać się człowiekiem występnym, porzucić najbliższe mu osoby, by tylko osiągnąć cel. Nie... jego determinacji dziś nie pojmiemy. Głębokość analizy postaci zdumiewa. Być może, rzeczywiście reżyser opowiada historię człowieka, który był mu bliski jak własna skóra.
Ale nawet epizodyczne postacie są dobrze zagrane, dobrze opisane. Nie ma tu pójścia na łatwiznę, nie ma skrótów. Każda z postaci, nawet te 'czarne charaktery', potrafi do siebie przekonać, potrafi opowiedzieć swoją historię. Bo każdy człowiek, jest coś wart, nawet jeśli w oczach idealistów ludzie wydają się być robotami, zero-jedynkowymi jednostkami.
Plusem tego filmu jest historyczność, opowiadanie jak było kiedyś i sądząc po prawdziwości postaci, możemy także spodziewać się prawdziwości w opisie tamtych czasów. Tak się kiedyś żyło w Turcji, tak w USA. Możemy zobaczyć jak spędzali czas bogacze i jak denna biedota. Jak brak środków do życia powodował, że z ludzi wychodził 'człowiek', albo jak to chcą widzieć romantycy - 'zwierze'. Albo dla odmiany, jak sytość i nadmiar, powodowały gnuśność i upadek wartości 'ludzkich'. Jak trudno wyważyć, znaleźć średnią 'klasę', aby się w niej zadomowić.
Komentarze
Prześlij komentarz