"Wątła nić"

 

Od czasu do czasu człowiek trafia na dobry film, od wielkiego święta na film godny postawienia na półce. Ale dziś tylko na dobry, godny uwagi, ciekawy, prowokujący do refleksji, rozmyślań - "Wątła nić" (https://www.filmweb.pl/.../W%C4%85t%C5%82a+ni%C4%87-1965...).

Film jest z 1965, jest czarno-biały, to wystarczy aby żaden nowoczesny człowiek na niego nie zwrócił uwagi. Sam plakat mówi - nie jestem z czasów 'idokracji', mam coś w sobie, nie będziesz się nudzić, stworzył mnie artysta, a nie promotor.

"Wątła nić" jest reżyserowana przez Sidneya Poitiera, on też gra główną rolę... jak zwykle. Sid konkuruje z Kazanem, w kwestii znajomości ludzkiej psychiki. Ale jest od niego lepszy w przekładzie idealizmów na ekran. Potrafi trzymać uwagę widza, mimo bezustannego solenia komunałów. Potrafi utrzymać uwagę takiego widza jak ja, zgorzkniałego socjopatę i mizantropa, a to wielki wyczyn.

Znam wiele filmów Poitiera, ale ten wydał mi się dziś najlepszy. Nie ma takiej akcji jak w "W upalną noc" z 1967 (reżyseria Norman Jewison). Ale trzyma w napięciu. Właściwie nic tu się nie dzieje, akcja to walka o życie pewnej, trzydziestoletniej damulki (gra wspaniale Anne Bancroft, 34 lata). Rzecz osnuta została wokół telefonu zaufania, który odebrał student psychologii (Sid, 38 lat). W tamtych czasach, właściwie do końca lat '80-tych, to było normalne, aby aktorzy grubo starsi, grali młodzieniaszków. Potem się to lekko zmieniło.

A więc wspólnie z twórcami filmu, walczymy o życie pewnej samobójczyni. Film tkwi jeszcze silnie w latach '60-tych i ma silny charakter 'ku pokrzepieniu serc'. Przypomnę tylko, że 6 lat później powstał "Brudny Harry". Obrazoburczy, ale doskonale legitymizujący potrzeby społeczne, gdzie w pierwszej scenie mamy porucznika Callahan'a, który także ratuje samobójcę. Ale w jakim stylu! Właśnie... w nowoczesnym jak na owe czasy stylu 'odrzucenia'. Pamiętacie kwestię - jak rzygniesz... nie chciałbym być na miejscu kapitana straży, on tam na dole patrzy w górę.

W te 6 lat nastąpiła zmiana oczekiwań społecznych, oczekiwań od Hollywood. Sid robił film 'ku pokrzepieniu serc', ku chwale służb publicznych i porządku rzeczy. Ale międzyczasie nastąpiła ta 'zła' zmiana pokoleń, narodziły się 'dzieci kwiaty' i sprzeciw wobec 'starych' wartości i starego porządku. Młode pokolenie, nie chciało już podtrzymywać wartości starego pokolenia. Sprzeciw głośno wykrzykiwany i ostro tłumiony (protesty studenckie, nie tylko w USA). To był rok buntu i radykalnych posunięć władzy. "Brudny Harry" wypłynął na ruchu młodzieżowym. Dziś tego tak nie postrzegamy, fascynujemy się tylko sylwetką Harrego, nawet nie słuchamy jego poglądów rasistowskich.

Ale Sid, w 1965, zrobił film w zupełnie innym kanonie społecznym. Przez całą jego długość mamy do czynienia z moralizatorstwem, ale już można dostrzec pewne symptomy nachodzącej zmiany myślenia społecznego. Są kwestionowane powinności społeczne. Samobójczyni szamoce się pomiędzy powinnościami matki, żony i kobiety. Ta ostatnia postać miesza tu najbardziej. Dochodzą do głosu osobiste potrzeby bycia szczęśliwą pomimo niedziałającego jak należy, według skostniałych norm społecznych, związku.

Niby prosta sytuacja. Nastolatka wychodzi za mąż. Ale miesiąc wcześniej zaszła w ciążę z poprzednim ukochanym. Po 12-stu latach, tenże przysyła czek na 263USD (10 razy więcej niż pół litra wybornej brandy, w tamtych czasach) i mąż dowiaduje się, że nie jest ojcem dzieciaka, którego wychowuje. Oczywisty szok i zderzenie z naturalnymi dogmatami, każe mu wstąpić na ścieżkę konfliktu z żoną. Ta nie mogąc uzyskać jego przebaczenia za kłamstwo, popada w osamotnienie w winie. Tu wspaniale Sid, jako reżyser, oddał ten konflikt, cyzeluje każdy szczegół, dopieszcza sceny i wyłuskuje drobiazgi z mimiki aktorów, gestów i całych zachowań. Takich rzeczy nie odnajdziecie drodzy 'nowocześni' w filmach z XXI wieku. Popyt kształtuje podaż!

Film jest dość nowatorską kreacją w dwu płaszczyznach. Na jednej mamy walkę o życie samobójczyni w biurze telefonu zaufania, a na drugim planie, tym ważniejszym, mamy swego rodzaju retrospekcje, jakby wizualizację spowiedzi telefonicznej. Z niej dowiadujemy się szczegółów z życia Inge (Bancroft). O jej życiu, szczęśliwym domu z kochającym mężem i ułożonym jak dobry koń do wyścigów, synu, o jej pracy i dobrych układach z szefem, jej marzeniach i potrzebach. Wreszcie Sid, jako telefonista w biurze 'zaufania', wyciąga z niedoszłej samobójczyni powód jej trosk.

Od razu wiemy, że jak ktoś dzwoni tuż przed samobójstwem, to tylko po to, aby wyrobić sobie linę asekuracyjną. Porucznik Callahan zapytałby - po co mi to wszystko mówisz, napisz list i otwórz drzwi, aby cię znaleziono tuż po śmierci, wiesz jak śmierdzi w Kalifornii ciało po dwóch tygodniach leżenia w łóżku!

Sid jest z innej epoki, walczy jak lew o swoją domenę. W roli swego szefa, profesjonalnego psychologa, obsadził Tellego Savalasa. Śmiem mniemać, że Sid miał cechy silnie egocentryczne. Nie dał Telloniusowi dojść do głosu. Za to wcisnął tego mistrza gry oczami i pokerowską twarzą w rólkę pomocniczą, aby samemu wyjść na mistrza sytuacji. Jest wiele momentów, kiedy mógłby poprzeć swoją postać studenta w prawdziwej sytuacji, gdyby szukał potwierdzenia i pomocy u mistrza, ale on to zamienia na poczucie wyższości. Prowadzi wyścig i wojnę samodzielnie do końca, a nawet wtedy nie potrzebuje pochwał od przełożonego i doświadczonego. Telly w roli zawodowego psychiatry ma być tylko tłem i uzasadnieniem talentów postaci głównej. Stara się jak dobry mistrz, czasami potrafi przyćmić Sida, w niektórych scenach. Ale jednak gra tak jak mu kazano, na 10% gwizdka.

Sid, spieprzyłeś ten wątek, bo wydawało ci się, że sukces jest tworem jednego człowieka, że potrafisz stworzyć postać niepotrzebującą pomocników swej wielkości. Niewykorzystałeś atutów Savalasa, które by ci dopomogły stworzyć bardziej realną postać studenciaka w trudnej sytuacji.

Próbowałem zapamiętać wszystkie szczegóły w trakcie oglądania filmu, bo one mówią tak wiele, bo jest ich tak dużo, ale zapomniałem je zapisywać. Sid jako reżyser wykazał się skrupulatnością godną księgowego. Zabezpieczał się na mnóstwo sposobów, by tylko uwiarygodnić opowieść. Ja znam się na ludziach, jestem w stanie przewidywać ich reakcje, ale zbudować sztuczną postać i nadać jej realności przez drobiazgi zachowań, tików, mimiki, naturalnych ruchów rąk, spojrzeń, itp., nie byłbym w stanie. Trzeba mieć w głowie postać, jak znakomity pisarz całość opowieści. Trzeba umieć nadać tej sztucznej, nieistniejącej w życiu, nie podpatrywanej, ale wymyślonej postaci, naturalnych cech, które potwierdzą jej obraz, psychikę, uwiarygodnią zachowania w fabule. To potrafią tylko mistrzowie. Sid dał w tym filmie popis swego kunsztu.

Ale wróćmy jeszcze na chwilę do podstaw merytorycznych "Wątłej nici". Reżyser stara się nas przekonać, że wielu ludzi, wiele instytucji publicznych, duże zaangażowanie społeczne, a także indywidualna troska o bliźnich, angażują się spontanicznie w ratowanie jednego życia człowieka, który sam, z nieprzymuszonej woli, chce się tego życia wyrzec. Nikt nie pyta o prawo do zarządzania swym życiem, prawo do samobójstwa. Tak jak dziś nikt nie pyta o to, czy niezaszczepiony może ryzykować życiem z powodów i przekonań osobistych. Dziś jednak społeczeństwo i władza postępuje tak z innych powodów niż w latach '60-tych.

Reżyser podejmuje analizę i dyskurs na temat związków małżeńskich przeżywających kryzys, ale starających się wrócić do normalności ze wszech sił. Podejmuje dyskusję na temat powinności mężczyzny i dogmatów z tym związanych, czy wychowywanie nieswojego genetycznie syna ma jakiś sens. Pokazuje, chyba jako jeden z pierwszych, życie intymne kobiety, świat widziany oczami mężatki i matki. W tamtych czasach to było novum.

Ale jednocześnie Sid używa staromodnych już w 1965, norm postrzegania 'systemu', publicznych służb i sposobu działania organizacji społecznych. Mamy uwierzyć, że dziesiątki ludzi rzuca normalną pracę tropienia przestępców, że pracownicy telefonu zaufania okazują się wojownikami w imię życia każdego z nas, w imię jednego telefonu od samobójczyni. Tak się wówczas sprzedawało 'system'. Tak idealistycznie i ideologicznie, te czasy, chociaż w innej formie, wróciły dziś w EU.

Hollywood w tym filmie pokazało dom rodziny, gdzie kobieta pracuje, bo to lata '60-te. Ale pan domu jest tylko właścicielem małego kutra rybackiego, mimo to ma wielki dom na przedmieściach, zbudowany w nowoczesnym stylu i wyposażony w najnowsze rozwiązania AGD tamtych czasów. Ach ta Ameryka! Lepiej dziś umrzeć i narodzić się na nowo w tamtych czasach, w USA.

To oczywiście nadwymiar, jak zaangażowanie władz w ratowanie życia samobójczyni. Jak synek, nadwiek dojrzały i rozumny. Tak się wtedy robiło tło dla pokazania epizodów rodzinnych. Taki był standard. Chociaż Sid nieco przesadził. Na ramie z lat '40-stych, zbudował opowieść z lat '60-tych. Mimo to jednak da się to całkiem dobrze oglądać.

Chciałbym opisać wszystkie drobiazgi jakie zauważyłem w tym filmie. Bębnienie palcami po blacie stołu Savalasa, spojrzenia Bancroft adekwatne do sceny, gesty Sida odzwierciedlające napięcie sytuacji, wspaniałą scenę powrotu do siebie małżonków, kładących się spać, ale bez sexu, jakże realistyczną po wsze czasy, scenę z kościoła, kiedy dochodzi do pewnego porozumienia kochanków, kiedy pokładane nadzieje w cudzie stworzenia, nieziszczają się. Jest tego wiele, każde z osobna coś znaczy i buduje scenę, atmosferę i całość przekazu. Jest tam także wiele treści, pomimo anachronicznej ramy obrazu. Wydaje mi się, że kiedy zapomnę te drobiazgi i o nich nie napiszę, to zginą niezauważone.

Chciałbym, aby w nowych filmach było tak wiele szczegółów godnych uwagi, jak w starych samochodach chromowanej galanterii. Ale niestety dziś leje się to wszystko z gładkiego w odbiorze plastiku. Pozór, przestrzeń, skrót w imię prostoty przekazu, sięgania do źródeł, racjonalizacji, pragmatyzmu i cięcia kosztów mentalnych.

"Wątła nić" ma w sobie wiele miejsc, gdzie rozumny widz nadzieje się na impuls do rozmyślań. Klasyczna, doskonała gra aktorska, wyostrzona czernią i bielą, daje do myślenia i pobudza refleksję nad kreacjami nowoczesnych aktorów. Na pewno razi otulina 'ku pokrzepieniu serc' i pochwale 'systemu', niedopasowanie wieku aktorów do postaci, skundlona przez reżysera rola Savalasa, typowy dla tych czasów idealizm i pochwała społecznej jedności obywatelskiej. Ale ja jednak ten film sobie zostawię na półce, na kolejne oglądania.

Komentarze