"Karbala"

 

Obejrzałem wczoraj, nawet udało mi się wytrzymać do końca, "Karbalę" z 2015 (https://www.filmweb.pl/film/Karbala-2015-672274).

Była taka kwestia w serialu "Zmiennicy" - jak w amerykańskich filmach jest pościg samochodowy, to sam pan wie jak to wygląda, a w polskich... Tak mniej więcej można opisać "Karbalę" i to by było wszystko na ten temat. Nawet jak się nie ma własnego pomysłu na film patriotyczny, ku pokrzepieniu serc potrzebujących jak pustynia wody, polskich bohaterów ze srebrnego ekranu, i z braku inwencji reżyser naśladuje Hollywood, to powinien to zrobić dużo lepiej.

Krzysztof Lukaszewicz - reżyser, wybitnie skupia się na filmach o bohaterach. No i dobrze, jeśli ten temat mu leży, ale "Karbalę" to położył po całej linii. Prowadzenie kamery, zdjęciowiec i montaż jest na poziomie filmów klasy B. Szarpanie kamery ma przydać emocji scenie. Drugie szarpanie kamery ma widzowi uzmysłowić, że kamera podgląda nieświadomego tej konspiracji aktora. I jedno i drugie realizuje się w filmach lepszych niż badziew, innymi zabiegami.

Dźwiękowiec do dupy! Tylko widz z absolutnym słuchem jest w stanie usłyszeć kwestie aktorów, zrozumieć i powtórzyć. Dźwięki tła też na lichym poziomie. Strzały karabinów i wybuchy niezgrane z akcją i wizją, niszczą atmosferę napięcia już do końca. Odrobinę pochwały dla zdjęciowca, za ujęcia z głowy strzelca. Doskonale nadają klimat strzelaniny, przybliżają widza niemal intymnie do 'żołnierza w akcji'. Ale jest też koszt takiego zagrania, można się poczuć jak w grze komputerowej, gdzie bułgarski specnaz, odstrzeliwuje jednego po drugim, z precyzją i brakiem emocji.

A emocje grają tu zasadniczą rolę. Reżyser, ale też aktorzy, nieudolnie starali się je wydobyć ze scen akcji. Nie zbudowali atmosfery jak w "Helikopterze w ogniu", nie było dramaturgii, tylko zlepek prób niepowiązanych ze sobą. Najazdy na twarz ciągnące się w nieskończoność, próbujące wydobyć jakiś obraz emocji z twarzy Bartka Topy, dawały efekt tureckich seriali. Ja nie potrafiłem odgadnąć o jakie napięcia tu chodzi. Za to byłem poirytowany. Całość przypominała próbę zespołu muzycznego, złożonego z kolesi w liceum, w sali do WuEfu, gdzie echo jak w Selgrosie i dynamika jak z głośników od adapteru Bambino. Miało być jak Rolling Stones na Wembley, a wyszło jak na wiejskim weselu.

To, że dialogów nie słychać, to może i dobrze, bo pisał je chyba ten sam człowiek, co miał się zajmować całością reżyserii i wyszło mu podobnie. Dialogi między facetami w ogniu walki, w strachu, rannych, w stresie przed akcją w kuchni, na patrolu, to powinno uratować ten film, to powinno błyszczeć, ale nie prostactwem i chamstwem, powtarzaniem bez końca "kurwa". Dialogi budują bohaterów i nawet jeśli nie są mądre, to powinny mieć styl i budować napięcie w filmie wojennym. Nawet jeśli reżyser i scenarzysta w jednym, pan Lukaszewicz, nie daje rady, to powinien naoglądać się aż po dziurki w nosie amerykańskich filmów wojennych i zerżnąć z nich beztrosko. A najlepiej, aby wpierw zdecydował się w jakim charakterze ma być ten film, czy ma być lekko i żartem, czy ma być mądrze i z patosem, czy ma być paradokumentalnie, czy może... to by było najlepsze artystycznie.

Jeśli postawić "Karbalę" przy "Operacji Samum", "Demony wojny wg. Goi", to nie wiadomo czy się denerwować, czy się śmiać. Nie dziwię się, że pytani o udział Dorociński, Stuhr, czy Chyra, nie dali się namówić. Musieliby się potem wstydzić.

Ale dosyć lania pasem po dupie. Film jaki jest każdy może sobie sprawdzić. Mimo to obejrzenie go daje jakieś refleksje. Myślę tutaj o tych szerszego kontekstu, nie o treści filmu. Miał pokazać polskich bohaterów z Iraku. Uświadomić polskim widzom, że ludzie jadą tam nie tylko dla pieniędzy, aby spłacić niefrasobliwie zaciągnięte długi frankowe, a nawet jeśli tylko po to, to potrzebują w ogniu czegoś więcej niż tylko chęci zarobienia. Kiedy strzelają do ciebie, a koledzy padają obok w piach, to myślenie o szmalu nie wystarcza, aby wykrzesać ze swego wnętrza odwagę, brawurę, siłę by przetrwać, by pójść po rannego pod ostrzał, by coś wymyślić, bo zaraz będzie po nas.

Wszyscy wiedzą, że to najemnicy, oni też wiedzą, że są tutaj nie dla swojej sprawy, ani nawet nie dla wielkiej sprawy. Ale do walki potrzeba siły poczucia misji, chociażby miłości bliźniego, nie ważne jakiego koloru skóry, braterstwa z kolegami, którzy są w czarnej dupie i zaraz ich rozwalą. Do dowódcy należy zbudowanie poczucia misji w żołnierzach, znalezienie jakiegoś wytrycha do ich poczucia honoru i przyzwoitości, aby mieli większą motywację do wyjścia z sytuacji beznadziejnych. Tutaj dialogi i Topa zawalili na całej linii.

Bez poczucia misji polski żołnierz/najemnik w Iraku może się czuć jak żołnierz hitlerowski w Polsce. Ludzie wokół są okupowani przez obce siły, a oni czują się najeźdźcami poświęcającymi życie dla nieswojej sprawy, nie za swoje ideały.

Jest jeszcze epizod z irackim policjantem, człowiekiem który ma walczyć ramię w ramię, z najeźdźcami. Nikt mu nie ufa, ani żołnierze, ani sąsiedzi z ulicy gdzie mieszka. Na pewno ma swoje powody, może chce przetrwać i zapewnić byt rodzinie, może ideologicznie jest mu po drodze z Amerykanami, bardziej niż ze swymi braćmi. Ale na pewno jest mu trudno przetrwać między młotem a kowadłem. Wykazuje się większym sprytem i wyczuciem sytuacji niż polscy żołnierze, ale to wcale nie świadczy źle o jego życiowych zasadach. A jak nazywaliśmy Polaków, którzy za okupacji działali z Niemcami? Czym różnił się neokolonializm amerykański, od doktryny wojennej hitlerowców?

Na koniec filmu wisienka na torcie, bitwa pod Grunwaldem kurde! Wielki Brat wysyła Polusów, aby robili rzeczy nikomu niepotrzebne, oni walczą o życie i przy okazji wykazują się niezwykłym męstwem, siłą przetrwania i skutecznością. Wygrywają bitwę i przegrywają wojnę. O swoich czynach, nawet sami nie mogą mówić, bo to tajne i oficjalnie było zupełnie inaczej. Wszystko pięknie i wszystko nie tak.

Wychodzi na to, że film o polskich bohaterach, pokazuje to samo co zawsze, jak pięknie potrafimy "czwórkami do nieba" iść, a mądrzejsi od nas, jak wspaniale potrafią nas wykorzystać. No ale romantyczny wzór polskiego bohatera, nie zakłada, że ów jest rozważny, ale że jest zaangażowany.

Komentarze