"Batman"

 

Zachęcony recenzją z kanału Na Gałęzi, obejrzałem najnowszego "Batmana" z 2022 (https://www.filmweb.pl/film/Batman-2022-626318). Nigdy nie wciągnęły mnie filmowe wersje dla dorosłych, komiksów dla dzieci. Nawet za młodu jakoś nawet Superman nie był moim bohaterem. Z wielu filmów o Batmanie lubiłem jego zabawki. Stworzone ze smakiem, może mało efektywne, ale za to bardzo efektowne. Zwłaszcza samochody i motocykle burzyły mi krew i ochotę by coś podobnego sklecić sobie w garażu.

Niestety najnowszy "Batman" pod względem 'zabawek' nie zwraca uwagi. Ale stoi na bardzo wysokim poziomie artystycznym. Może fabuła jest prostacka i płaska, facet biegający z powiewającą pelerynką za plecami, wydaje się groteskowy, miejscami nawet dość komiczny, gra aktorska jest nijaka, dialogi drętwe, intryga infantylna, ale... strona wizualna to mistrzostwo.

Twórcy mieli pomysł, wcielili go w życie i okazało się to strzałem w dziesiątkę. W dzisiejszych czasach widz pożąda coraz większej rozdzielczości, wyrazistości obrazu, szybkości akcji, krótkich ujęć. Ale Mat Reeves (reżyser) zdecydował się na krok w przeciwną stronę. To mnie dziwi, że ktoś robi taki nędzny film, ale potrafi zmontować go na poziomie niszowych filmów artystycznych. To jakby zbudować piękny, sportowy samochód i wsadzić do niego silnik od polskiej Syrenki, a zawieszenie od Poloneza. Chociaż Amerykanie robili podobne składaki, na przykład DeLorean.

Pomysł aby nakręcić prawie cały film z zaburzeniami ostrości, na obiektywach prawie 'rybie oko', jest dość nowatorski jak na dzisiejsze Hollywood. Trzeba mieć niezły warsztat filmowy, aby zdać sobie sprawę z tego, że styl nieostrej kamery, niedoświetlonych planów, utrzymanie kolorystyki w szarościach i głębokich cieniach, nadużywanie plenerów nocnych i deszczowych, może zmęczyć oko widza i zacząć irytować. Zabieg ze spowolnieniem ujęć, zastosowanie wręcz bardzo długich ujęć z wędrującą kamerą wraz z postacią, doskonała stabilność obrazu, dały efekt akceptacji. Całość stworzyła idealną atmosferę mrocznego miasta Zła, niepewności zdarzeń, tajemniczości, braku poczucia bezpieczeństwa, agresji, lęku, osamotnienia w braku lojalności i oparcia w zaufaniu. Tak film wciąga w zaułki Gotham City.

Takimi środkami artystycznego wyrazu filmowego warsztatu, Mat Reeves stworzył znakomite tło dla fabuły najnowszego "Batmana". Wprowadza widza w atmosferę w jakiej można snuć ciekawą opowieść o wymyślonym, super bohaterze.

Może Gotham jest miastem z fantazji, ale jeżdżą po nim realnie produkowane Mercedesy i RR, nawet Fordy 'Szmelcaki'. Szerokie plany są zbyt odrealnione, mało w nich ludzkich spraw, spieszących do pracy metrem, czekających w korkach taksówkarzy, anonimowości przechodniów, aby można było nadać temu miastu realnych ram, odczuć związek emocjonalny z plenerami wieżowców i estakad. Film mówi o ludzkich sprawach, rozwarstwieniu społecznym, antagonizmach kastowych, przestępczości zorganizowanej i sferze polityków. Ale brak tego wymiaru w przekazie wizualnym. Film 'mówi' o tych sprawach, ale ich nie pokazuje, nie uwiarygadnia. Plenery ograniczają się do mrocznych wnętrz blokhauzów i do przejazdów pustymi ulicami, mokrymi od wiecznego deszczu. Za mało interakcji z przechodniami, z większą liczbą statystów. Słabo można odczuć atmosferę realnego miasta.

Najchętniej wyrzuciłbym z filmu tego kolesia z pelerynką, miną woskowego manekina i tępą wyrazistością sierżanta. Nie dosyć, że postać jest sztuczna, komiczna przez konieczność nawiązania do pierwowzoru, to jeszcze Robert Pattinson nie potrafił stworzyć postaci na miarę silnego bohatera. Przypomina mi się kwestia z Disneyowskich "Gwiezdnych wojen", kiedy Snoke nazywa Kylo Rena 'dzieciakiem w masce'. Nowy Batman jest właśnie takim infantylnym odnośnikiem do wspomnień z dzieciństwa dorosłego człowieka.

Hollywood ciągle nie chce przyjąć, że epoka bajek dla dorosłych już przeminęła. Robi na poważnie filmy o baśniowych postaciach i nie przeszkadza mu idiotyzm sytuacji, kiedy koleś w komiksowym przebraniu odgrywa rolę Harrego Callahana. Nie mogłem pozbyć się zdziwienia, kiedy w tłumie, w sytuacji normalnej, niebajkowej, pojawia się facet z czarną mycką z rogami na głowie i nikt nie zwraca na niego uwagi, nikt się nie śmieje. Tak właśnie niepasuje tamten świat do dzisiejszego. Równie dobrze można wsadzić postać kapitana Żbika do filmu "Dom zły".

Piękny film ten nowy "Batman", można by zrobić z niego arcydzieło na miarę nowego wydania chandleroskich filmów nior, gdyby tylko podstawić pod gościa udającego latającą myszę charyzmatycznego bohatera.

Pani od kotów, Zoe Kravitz nadaje się na wybieg pustułek reklamujących szmatki w Paris, a nie filmu. Kto jej napisał taką rolę! Gdzie tu dramatyzm uczuć, narastająca żądza namiętności?! Zoe odgrywa rolę jak automat, bez ciągłości i konsekwentności postaci. Na szczęście im dalszy plan aktorski, tym lepszy warsztat.

Zaskakuje Paul Dano. Ciekawa rola, dobry pomysł ekspresji, przyciąga uwagę, potrafi uwiarygodnić tak niezwykłą postać. John Turturro jest tutaj najlepszym aktorem. Z manierą mistrza tworzy postać nawet w tak niesprzyjających okolicznościach. Minimalizm ekspresji, maksimum wyrazistości. Ten aktor zawsze gra charakterystycznie, bez lęku wchodzi w osobisty styl i za każdym razem mu się udaje. Peter Sarsgaard zaskoczył mnie tak małą rolą. Zupełnie nie pasował do postaci prokuratora generalnego. To aktor zbyt ludzki, niezdecydowany, miękki, ciepły, z głębią uczuć. Nie tego spodziewamy się po prokuratorze. No a Colin Farrell w cielsku Pingwina? Nie potrafię go tam dostrzec. Ale gra odważnie.

Film warto obejrzeć dla atmosfery jaką tworzy warstwa wizualna. Podziwiać warsztat filmowców z odwagą i pomysłem. Do tego, aby stworzyć takie dzieło nie trzeba wielkich pieniędzy, ani nazwisk, wystarczy być artystą na wysokim poziomie. Chciałbym aby powstawały filmy tak nakręcone, a jednocześnie opowiadające ciekawe treści.

Komentarze