"Seks nocy letniej"

 

"Sex nocy letniej" z 1982 oglądałem już kilkadziesiąt razy, ale to nie znaczy, że nie można więcej (https://www.filmweb.pl/film/Seks+nocy+letniej-1982-9428). Film jest ponadczasowy i ponad starania wielu, aby wsadzić go do muzeum kinematografii, a potem przestać zwracać nań uwagę. Może dzięki temu, że Allen zdecydował się osadzić go w scenerii przyrody i w czasach już nam odległych, oprawa nie starzeje się w ogóle, bo jest bez punktów odniesienia do rzeczywistości jaka odeszła, a przyroda wsi... jest ciągle taka sama.

Film Allena jest luźno powiązany tytułem i przedmiotem rozważań, z XVI-wieczną sztuką Shakespeare'a, ale także z filmem Bergmana "Uśmiech nocy". Właściwie Woody wypowiada, gdzieś po środku fabuły słowa krótko opisujące treść dzieła - sex rozładowuje napięcia, a miłość je potęguje. Samo odwrócenie kolejności tych działań, już jest opisem paradoksalnych sytuacji, jakie film obrazuje.

Gorące lato w rozkwicie, duszna i krótka noc, kilkoro ludzi w domu na wsi, z dala od cywilizacji. Ludzi powiązanych ze sobą namiętnościami dawnymi i dopiero rodzącymi się. Latający bobasek z łukiem, miał w ten weekend dużo pracy i pełen kołczan strzał. Świat jaki człowiek sobie poukładał, aby pasował do jego wyobrażeń i planów, bierze w łeb, kiedy zwierze, ukryte w każdym z nas, wychodzi na plan pierwszy. Przestają się liczyć formalne kanony zachowań, obyczaje nałożone na spontaniczność ludzi, nie chcą pasować i muszą być podeptane. Wielcy pragmatycy odrzucający świat pozamaterialny, muszą zweryfikować swoje zasady, bo sami odkrywają w sobie naturę, pozostającą dla nauki nieodgadnioną. Romantycy, po raz kolejny zawodzą się na swoich uczuciach, a zdarzenia plotą się jak włosy pani jeziora na wodzie.

Pozornie to komedia pomyłek i paradoksów. Czyli format filmu, jaki Woody Allen praktycznie zawłaszczył w latach swojej młodości. Ale to jest jedynie blejtram rozpięty na ramie kinematografii. Kolor obrazu, jaki na nim powstaje w czasie oglądania, jest przepełniony symboliką antyczną i filozoficzną. Właściwie każdą z postaci, a jest ich tam sześć, można opowiadać na osobny sposób. To różne charaktery, żyjące w oderwaniu od siebie, splecione przyjaźnią, żarliwością uczuć i behawioryzmem instynktów. Jak to u Allena, każda z tych postaci gra do innej bramki, towarzystwo wokół mając jedynie za koniecznych statystów.

Ale wszyscy aktorzy są świetni i nie do podrobienia. Mimo, że reżyser chciał w roli kobiety, będącej osią intrygi miłosnej, obsadzić Dianie Keaton, Mia Farrow jakoś nie potknęła się w tej kreacji, mimo że to nie jest rola w jej anturażu. Jose Ferrer wyśmienicie wykreował postać wybitnego naukowca, który dostał profesurę za umiejętne wciskanie natury w krochmal nauki. Do przesady godnej właśnie najlepszych dzieł Allena, przedstawił klasyczny portret akademika z przedwojennych czasów. Człowieka wykształconego wszechstronnie, potrafiącego śpiewać germańską klasykę, pisać wiersze, analizować romantyczne malarstwo włoskie, być uwielbianym przez studentów i jednocześnie trzymać się mocno szkiełka i oka, w swych pracach badawczych.

Sam Allen nie ustępuje mu na krok. Wiarygodnie zderzyć w jednej postaci rekina finansjery Wall Street, wynalazcę helikoptera połączonego z rowerem, a także wciąż niedojrzałego chłopca romantyka... na to trzeba mieć talent. Ten "podstępny kurdupel", albo "karaluch", jak każe swym kolegom na planie siebie nazywać, stworzył arcydzieło i to od niechcenia.

Osobnym aktorem w tym filmie jest przyroda. Świetnie pokazana w zdjęciach Gordona Willisa. Na tle muzyki Mendelssohna prezentuje się soczyście i smakowicie. Bierze w swe objęcia postacie, jak matka swe dzieci. A oni porzucając własne plany miłosne, ulegają naturalnemu magnetyzmowi i tworzą zupełnie inne pary.

Willis powinien dostać jakąś nagrodę, również za niezwykle nowatorskie, jak na początek jak '80-tych, prowadzenie kamery, które w scenach dramatycznych dialogów, niezwykle dynamicznie rozwija pozawerbalny odbiór tych scen.

Zastanawiam się, czy jedynie iskrzące od humoru dialogi i komizm sytuacyjny, sprawiają że ten film jawi mi się w myślach, w promiennych barwach. Allen potrafił już wtedy wplatać w lekki dowcip ciężkie jak dzwon Zygmunta tezy filozoficzne, osadzone w psychoanalizie. Najlepiej wychodziło mu to w "Przejrzeć Harrego" (1997) i w "Co nas kręci, co nas podnieca" (2009). W "Sex nocy letniej", potrafił zaplatać te frazy z niebywałą lekkością trzpiota i może właśnie to przekonuje mnie do tego filmu najbardziej. Podanie treści w kolorowym papierku.

Właściwie temat miłosnej zdrady, namiętnego seksu, ulegania uczuciom mimo woli, to wszystko jest chyba najczęstszą frazą filmową w dziejach kinematografii. Ale w "Sex nocy letniej" można odnaleźć dużo więcej. Prostymi, żeby nie powiedzieć niezręcznymi środkami, reżyser przenosi nas od świata ludzkich układów, w przestrzeń ludzkim rozumem nieogarniętą, kiedy nasz umysł traci swe władze nad zmysłami, a nasze ciało zaczyna robić rzeczy, od jakich sami się czerwienimy. To moment, w którym jedni zaczynają nienawidzić, bo los kazał im kochać nie tego, którego chcieli, a inni z kolei wynosić pod niebiosa życie, za dary jakie dostali od losu.

Nieodgadnioność ludzkiej natury, namiętności biorące swe źródło w sprzecznych działaniach i potrzebach, przypadek jako stwórca, wreszcie naturalny porządek rzeczy, który my, ludzie bezustannie poddajemy pod wątpliwość i próbujemy bezskutecznie zmieniać. To są tematy tego filmu, podane w wykwintnej formie groteski.

Każda z postaci ma swoją rolę w odkrywaniu kolejnych tajemnic ludzkiej natury. Zaskakują nas zachowania tychże, bo są niezgodne z obrazem jaki sami o sobie kreują. Sami stajemy się odkrywcami, kiedy znajdujemy ich prawdziwy charakter, w namiętnych czynach. Dowiadujemy się przy tym, że pożądanie nie jest potrzebą istniejąca samą sobie, niezależną od uczuć, że rodzi się w najmniej oczekiwanych sytuacjach, a ulegamy jej jak lemingi. Wydaje się nam, że sami trzymamy mocno ster naszego losu, ale drobne przypadkowe zdarzenia wszystko nam rujnują i tworzą możliwości, o jakich nawet nie marzyliśmy. Wszystko jednak bieży ku naturalnej harmonii, nie wiemy jak i kiedy ją osiągamy, wbrew naszym oczekiwaniom. To byłby taki krótki opis fabuły "Sex nocy letniej".

Komentarze