"Przypadek"

 

Przypadek jest zauważalny jedynie dla tych, którzy stoją poza labiryntem, w jakim się kotłujemy, czyli jak by pewnie Kieślowski powiedział - dla boga. Szczur który biega w labiryncie i szuka drogi do... czegokolwiek, nie wie, że jest w labiryncie. Widzi tylko ściany które go ograniczają. Tak samo my nie wiemy, jakie przypadki, szanse na lepszy los, nas mijają obok, a my z nich nie korzystamy. To widzi tylko ktoś stojący ponad labiryntem. I tu reżyser chciał się właśnie postawić w takiej roli obserwatora nieuczestniczącego. Fajna rola kogoś, kto wie więcej i łatwiej mu oceniać. Patrząc z takiej perspektywy, może się nam wydawać, że to właśnie przypadek rządzi naszym życiem i że istnieje wiele scenariuszy zdarzeń na linii czasu tego Wszechświata. Ale jakie to ma znaczenie dla Witka? Takie samo, jak wiadomość dla szczura, że biega po labiryncie. I tak nic nie może zmienić. Dlatego ja raczej skłaniam się do fatalizmu, czyli teorii, że zdarzenia na linii czasu są od zawsze zaplanowane, zostały już poukładane i przewidziane w momencie początku Wszechświata, czyli momentu który dla istot czterowymiarowych jest Wielkim Wybuchem. Nawet fizycy kwantowi twierdzą, że istnieje tylko pozorna nieskończoność możliwości zdarzeń. A zatem, nie ma zaprzepaszczonych szans stania się kacykiem partyjnym, albo lekarzem. Żyjemy bez wyboru, ale dobrze mieć dla własnego komfortu poczucie o możliwości wybierania i wtedy takie filmy fajnie nam w duszy grają. Czujemy że żyjemy zawsze z jakąś szansą na Lepsze. Szanse kończą się dopiero w momencie śmierci. Poza tym, możemy czuć się nieco odciążeni od odpowiedzialności za swój los. Jeśli zrobimy coś nie po myśli społecznej, to możemy dowodzić, że to nie ja, to pociąg na który się spóźniłem. Ja jednak wolę myśleć, że jesteśmy szczurami, niewolnikami bogów, którzy patrzą jak się kotłujemy w labiryncie, który zbudowali na samym początku Istnienia.

Komentarze