"Książę"

"Książę" z 2020 roku to ciepła komedia z życia wzięta. Opowiada historię prawdziwego człowieka, który tuż po II wojnie światowej, na angielskiej prowincji, co i rusz wpada na ekscentryczne pomysły. Facet ma już swoje lata, a dokładnie 57 i nie może pogodzić się z niesprawiedliwością społeczną. A wszystko poszło o abonament telewizyjny BBC.

Jim Broadbent, odtwórca roli Kemptona Buntona, ma o wiele więcej  lat, bo aż 70, ale przecież można na to przymknąć oko. Liczy się przekaz, a Broadbent, znakomity aktor, potrafił włożyć serce w tą rolę. To taki aktor, który gra zawsze na pełen gwizdek i jest tak przekonujący w tym co robi, że właściwie niezwykła osobowość i magnetyczny wdzięk Jima przyjmujemy za naturalny dla postaci jaką widzimy na ekranie. Ciągle pamiętam go z wielu ról jakie zagrał w "Atlas chmur" (2012) i za każdym razem kiedy widzę go w innym projekcie, wydaje mi się, że to kolejne wcielenie z "Atlasu chmur".

Broadbent wspaniale oddał charakter rzeczywistej postaci Kemptona Buntona, wystarczy spojrzeć na tą szczerą i oddaną twarz z czarno-białych, starych zdjęć. Postać nietuzinkowa, zwariowana, do głębi ekscentryczna, niepasująca do realiów skostniałej obyczajowości angielskiej, miewająca postrzelone pomysły i potrafiąca wykrzesać z siebie energię, aby je realizować, a nawet zarażać swym entuzjazmem innych. No może prócz zmumifikowanej w anachronicznej obyczajowości żony.

W tej roli znakomita Helen Mirren. Starsza od Broadbenta o 4 lata, ma w filmie symbolizować przeciwny biegun stereotypowego społeczeństwa angielskiego. Jest hamulcowym dla męża, ciągnie go za nogi w dół, na ziemię, z chmur absurdu. W tej zaskorupiałej rzeczywistości prowincjonalnej Anglii jest jej dobrze, tam czuje się bezpiecznie i w pełni spełniona. Widz spoza wysp brytyjskich właśnie takich postaw społecznych w angielskim filmie się spodziewa. Braku wyważonego środka, a jedynie skrajne postawy. To oczywiście jest doskonałym zaczynem dla każdej opowieści, najczęściej humorystycznej. Przecież znamy to z abstrakcyjnych pomysłów klubu Monty Pythona.

W filmie "Książę" twórcy próbowali dokopać się głębi w koncepcji życia Kemptona Buntona, aby jakoś umotywować przychylny dlań werdykt sędziów, kiedy w końcu zasiadł za swe czyny na ławie oskarżonych. Tak, aby nie wyglądało to jedynie na łut szczęścia podparty zdolnościami oratorskimi i sprytem oskarżonego. Ale w rzeczywistości głębia przekonań Kemptona nie była ponadczasowa, ani wizjonerska. Była prosta i bezpośrednia, jak sam jej twórca. Trafiała do serc zwykłych ludzi, mobilizowała ich do lepszego życia, budowała trwalsze więzi i to właśnie uratowała Buntona od paki. Posiedział jedynie 3 miesiące, zresztą nie pierwszy raz i nie pierwszy za swoje przekonania.

Każda opowieść powinna czegoś uczyć, wierzę że taka jest misja filmów fabularnych. Tak przecież było przed wiekami. Nawet taka familijna komedia na niedzielne popołudnie jak "Książę" potrafi nie tylko dobrze bawić, ale także podnieść na duchu, unieść wyżej wiarę w ludzką inicjatywę dążącą ku naprawie świata, nawet jeśli w mikroskali. Dać wiarę we własne siły, by realizować osobiste cele. Skoro taki Kempton potrafił zaryzykować by walczyć z systemem, to dlaczego mnie nie miało by się udać.

Komentarze