"Poradnik żonatego meżczyzny"

 

Na film "Poradnik żonatego mężczyzny" trafiłem przez Gene Kelly. Jest reżyserem tego dzieła. Stworzył wspaniałą komedię, która w iście tanecznym rytmie wprowadza widza w arkana zdrady małżeńskiej.

Instytucja zdrady jest tu pokazana raczej jako obowiązkowy aspekt pożycia małżeńskiego. Coś czym każdy rasowy mężuś powinien się zainteresować na pewnym etapie stażu domowego ogniska. Twórcy nie zatrzymują się zbyt długo nad powodami szukania zaspokojenia męskich żądz poza domem. To ma być zwykłą rozrywką, jak kręgle, czy poker z kumplami. Jest to przecież naturalna, męska potrzeba, a z naturą walczyć się nie powinno. Przechodzą szybkim step dancem w rejon przygotowań i szkoleń, bo każdy może być byle amatorem i szybko zakończyć swoje harce rozwodem, ale jedynie profesjonalista zachowa żonę i będzie się równocześnie cieszył wolnością przez całe lata swej młodości.

Nasz bohater, w tej roli znakomity Walter Matthau, który tym razem delikatnie ukrył wypisany na twarzy cynizm pod maską groteskowej, chłopięcej naiwności, jest przykładnym pracownikiem korporacji na średnim stanowisku, jest też odpowiedzialnym mężem, żywicielem rodziny, człowiekiem ze wszech miar godnym zaufania. Codziennie wstaje wcześnie, wciska się w garnitur i pędzi swym nowiutkim Fordem dla amerykańskiej, nowej klasy średniej, wprost do swojego biurka, w swoim gabinecie, w ogromnym gmachu pewnej dynamicznie rozwijającej się firmy, w samym sercu uśmiechniętej i pięknej Ameryki.

Należy przyznać, że Kelly znakomicie sportretował amerykańskie codzienne życie średniej klasy w latach '60-tych. Kiedy to żona była na utrzymaniu męża i zajmowała się domem, była jego częścią, jak nowoczesne urządzenia w stylu lodówki. Pomysł, aby taka żona poszła do pracy, był równie absurdalny co obrazoburczy. Kojarzył się raczej z biedą, albo niszczącą tradycyjne wartości emancypacją, czy a nawet komunizmem.

Pozycje członków rodziny dawnej klasy średniej w USA były jasno określone i usztywnione powszechnymi procedurami zachowań. Klasa średnia aspirowała do statusu upadającej arystokracji ze 'wschodniego wybrzeża'. Przejmowała twarde zasady egzystencji, ról, procedur etykiety, programów postępowania odpowiednich na każdy dzień tygodnia i każdą ewentualność. Dopiero dwadzieścia lat później, ta purytańska maska hipokryzji zaczęła opadać, gdy pokolenie buntowników dorosło do tego by tworzyć zwykłe komórki społeczne.

Tymczasem nasz Walter Matthau występujący tym razem pod imieniem Paul Manning, dojrzał do tego by wypuścić się na łowy. Gdzieś pod tą betonową pokrywą skrupulatnej przyzwoitości dorósł i prężył swe witalne siły zwykły chłop, który mimo codziennego składania hołdu na rzecz ram egzystencji w nowej, amerykańskiej średniej klasie, chce od czasu do czasu dobrze się zabawić.

Jak to zwykle bywa, kolega z pracy okazuje się być w tym niezwykle pomocny. Bowiem aby zdradzić żonę, trzeba się na tym znać, należy to zrobić profesjonalnie, tak aby nie wpaść, nie stracić pozycji, nie wyjść na takiego który zdradza i nie zrobić żonie przykrości. Kolega Ed Stander działa na rynku zdrad już od lat i doszedł do perfekcji. Odkrył wiele nowych 'zagrywek', a co najważniejsze jest dobrym trenerem dla naszego Paula Manninga. Bo cały ten sztos, to przecież sport, rozgrywka, w której liczy się dobre przyłożenie i wsadzenie... piłki do kosza czy dziury, zależnie od reguł gry.

No ale bramek jest wiele, a 'piłka' jedna. Paul razem ze swym kolegą Edem, kiedy ten pierwszy przeszedł całe szkolenie i zdał egzamin z wyróżnieniem za przejawianie inicjatywy, przeszukują swój teren łowiecki, czyli najbliższe sąsiedztwo, biurowiec w którym pracują i koleżanki żony. Przeszukują pod kątem znalezienia odpowiedniej kandydatki na cel zdrady. Musi ona spełniać szereg norm, aby się nadawała na cel tych działań. Bo strzał do bramki to jedynie wisienka na torcie, chodzi o to aby króliczka gonić.

Szkolenie, a potem egzamin i wreszcie samodzielne próby stania się prawdziwym mężczyzną, są głównym wątkiem "Poradnika dla żonatego mężczyzny". Jak sam tytuł zaświadcza, ma to być forma podręcznika dla młodych adeptów sztuki zdrady małżeńskiej. Perypetie jakie obaj bohaterzy przeżywają podczas tych starań są idealnym polem do skonstruowania wyśmienitej komedii. Bawimy się tu właśnie hipokryzją, tak jak stroimy sobie żarty z pani Bukiet, z serialu "Co ludzie powiedzą" (1990-1995).

Szkolenie Paula Manninga daje sposobność do przedstawiania przykładów innych panów, którzy w tej dziedzinie sięgnęli po wirtuozerię i mogą być przykładem dla młodych, ale także jest to też odpowiedni moment na pokazanie prostych pułapek, które czyhają na niefrasobliwego, niewyszkolonego poszukiwacza przygód pozamałżeńskich. Mamy więc tu kilkanaście zagnieżdżonych opowieści, w których występują znakomici aktorzy. Skrojonych tak jak całość, w rytm komedii sytuacyjnej. Już sama choreografia poruszania się aktorów daje wrażenie tańca, a do tego dialogi budują tło niemal muzyczne, pełne rytmu rymów i komizmu.

Reżyseria Kellego wspaniale współgra z wartkim i uporządkowanym, melodyjnym wręcz montażem. Na tak zbudowanej scenie pełna wirtuozerii gra głównych aktorów jest dopełnieniem tego arcydzieła. Po projekcji można odnieść wrażenie, że obejrzało się musical. Lekki ton, żartobliwa atmosfera która spłyca powagę sytuacji zdrady małżeńskiej, sprawiają że ten film nadaje się na niedzielne popołudnie dla całych rodzin. Byle tylko jakiś dociekliwy młodzian nie zaczął zadawać pytań o sens celowości działań tych panów goniących króliczka.

Komentarze